Najstarsza królowa pociągnęła łyk z bogato zdobionej czary, jednak upuściła ją z brzękiem. Ciemny płyn wylał się na podłogę.
Uśmiechnęłam
się do blondyna, odwracając głowę w jego stronę. Świdrował mnie wzrokiem. No
tak. Jeżeli ktoś budzi się z płaczem, to można uznać to za dziwne.
Dziś śniła
mi się mama. Czasem jakieś wydarzenie wydaje się tak świeże, jakby zdarzyło się
wczoraj, z innego zostają tylko strzępy obrazów, pojedyncze słowa. Tak samo z
historią mojej mamy. Jedne dni mam przed oczyma tak blisko, że nawet nie muszę
się starać, aby je przywołać, inne zatarły się z biegiem lat, zgubiły w tłumie
innych dni, innych wspomnień. Pamiętam, jak wyglądała. Miała długie,
atramentowe loki i zielone, duże oczy. Szczupła talia i dłonie. Lubiłam jej
pleść grube warkocze. W nocy zawsze wymykałyśmy się do kuchni, a jak tata nas
przyłapał, robiłyśmy miny niewiniątek. Wtedy Weronika – bo tak się nazywała –
całowała go w policzek, a on kręcił głową z uśmiechem. Byliśmy szczęśliwi.
Byliśmy.
Wymazałam
ten moment z pamięci. Chwilę, kiedy dowiedziałam się, że nie żyje. Tata nie
chciał mi powiedzieć jak zmarła. Tamtego wieczoru zamknął się w sali tronowej,
wpuścił tylko rodzeństwo. Po zdarzeniu Łucja i Zuzanna były moimi
matkami.
Wracając do
snu. Widziałam ją, w jej ulubionej, fiołkowej sukni. Nazywała ją „księżniczkową”, bo to była... hm... bombka, ale bardzo ładna. Siedziała na parapecie
okna w jakimś ciemnym pokoju. Wtedy zwróciła głowę w moją stronę i wyciągnęła
do mnie ręce.
- Skarbie,
nie umarłam. Ja nigdy nie żyłam – szepnęła i zeskoczyła, chyba chciała mnie
przytulić. Ale wtedy zauważyłam, że pomiędzy nami jest przepaść. Chciałam
krzyknąć, ostrzec ją, ale straciłam głos.
- Spisek, trucizna,
śmierć. Spisek, trucizna, śmierć – powiedziała, a potem połknęła ją ciemność.
W tym momencie się obudziłam. Nie wiedziałam, co oznacza ten
sen, ale nigdy nie miałam wizji bez znaczenia. Moja mama była medium, więc
podejrzewam, że nie jestem w pełni człowiekiem, albo mam w sobie pierwiastek
magiczny.
- Coś nie
tak? – zapytał Mike. Pokręciłam głową.
- Miałam
tylko koszmar – odpowiedziałam, strzepując z pleców piach wrzynający się w
skórę. – Idziemy dalej?
- Jest noc – zauważył ze zdziwieniem towarzysz.
- Gratuluję
spostrzegawczości! – syknęłam, zanim zdołałam ugryźć się w język. Chłopak tylko
uśmiechnął się. Sądzę, że zdołał poznać mój charakter na tyle, by wiedzieć, że
taka jest moja natura. Wstałam i złapałam się pod boki.
- To co?
Idziemy? – zapytałam. Mike skinął głową, podniósł się i ziewnął, ale ruszył za
mną. Piasek był przyjemnie zimny, miła odmiana po wielu godzinach gotowania się
na pustyni. Czułam tę zmianę nawet przez podeszwę butów. Przeczesałam palcami
blond włosy. Co chwilę napotykały je jakieś przeszkody. Uroki spania na ziemi.
Westchnęłam cicho i wytężyłam wzrok, ale nie zauważyłam szczytu góry Pir. W
mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Zwykle w ciemnościach widziałam
dobrze.
- Poszliśmy na skróty? – zapytałam.
- Nie, a co? – odpowiedział pytaniem na
pytanie Mike. Odwrócił głowę w moją stronę.
- W takim
razie zgubiliśmy drogę. – Tak obstawiam,
dodałam w myślach. Mimo że pozwoliłam mu mi towarzyszyć, to jednak po jakimś
czasie zaczęłam wątpić w to, czy dobrze zrobiłam. Czułam, że przyniesie mi
kłopoty.
Zobaczymy, jak szybko pożałuję niektórych decyzji.
***
Niebo
powoli różowiało, paletą barw sygnalizując, że zbliża się ranek. Przeciągnęłam
się, ale nadal szłam uparcie. Blondyn ziewnął przeciągle.
- Idziemy
od kilku godzin. Jesteś pewna, że nie chcesz postoju? – zapytał cicho. Położył
mi dłoń na ramieniu i zmusił mnie do zatrzymania się. Skrzyżowałam ręce na
piersiach. Lustrował mnie długo wzrokiem. – Jesteś zmęczona. Oboje jesteśmy –
odparł. Skinęłam głową.
- Wiem. – Przygryzłam wargę. Bałam się, że znowu ją zobaczę. – To idź się przespać. Ja... – Wzruszyłam ramionami. Mike roześmiał się krótko. Nie mogłam odeprzeć
wrażenia, że w jego śmiechu było coś... innego. Trochę niepokojącego.
- Emilio,
widziałaś kiedyś, żeby drzewa spały? – zapytał z dziwnym wyrazem twarzy.
Pokręciłam niepewnie głową.
- Ale
driady to robią. Moim zdaniem jesteś bliżej do drzewnych nimf niż do prawdziwego drzewa. – Położyłam mocny
nacisk na dwa ostatnie słowa. Westchnął głęboko i podniósł mój podbródek do
góry.
- Tak
uważasz? – zapytał cicho.
- Dokładnie
tak – odpowiedziałam. – Nie sądzisz, że teraz to już musisz mi powiedzieć, czym
jesteś? – I znowu ten śmiech. Warknęłam ostrzegawczo.
- Przestań!
– mruknęłam. – Nie lubię tego.
Chłopak zamyślił się, patrząc mi prosto w oczy.
- Nie sądzę, żeby przyszła na to pora - odsunął palce od mojej
szyi (kiedy się tam znalazły?), po czym odwrócił się i usiadł na piasku.
Wypuściłam powietrze z płuc. Teraz, jakby na to patrzeć z perspektywy czasu...
Po co było mi walczyć z tymi olbrzymami? No po co?
Kalormen
Piotr
obrócił w palcach złotą czarę. Wokół stołu usiadło jego rodzeństwo, ciesząc się
choć z chwili prywatności.
- A co,
jeżeli nie żyje? – zapytał nagle. – Co, jeżeli ona wcale nie zaginęła? Przecież
wyparowała z zamku narzeczonego! – Niemalże niezauważalnie podniósł głos.
Łucja, zaskoczona podniosła na niego spojrzenie.
- Piotrze...
– położyła swoją drobną rękę na jego dłoni. – Ale ja nie wiem, czy naprawdę
Kalormeńczycy odważyliby się na taki ruch. Boją się Aslana. Boją się faunów,
nimf i drzew. Boją się wierzyć –
szepnęła. Mimo wielu lat, nadal była tą naiwną siostrzyczką, wchodzącą do szafy
podczas zabawy w chowanego. Jednak i ona miała swoje chwile zwątpienia, o
których wiedział tylko jej ukochany przyjaciel, Tumnus. Poczuła jak silne
palce starszego brata zaciskają się na jej dłoni.
- Chciałbym
w to wierzyć – odpowiedział. Zuzanna patrzyła na tą dwójkę z troską. Zresztą,
podobnie Edmund. Najstarsza królowa pociągnęła łyk z bogato zdobionej czary,
jednak upuściła ją z brzękiem. Ciemny płyn wylał się na podłogę.
Pozostała trójka, jak jeden mąż, spojrzała na nią. Szatynka zacisnęła palce na
swoim gardle i zaczęła się dusić...
Autorka: Dziś rozdział dłuższy. Starałam się, jak mogłam, przedłużyć go do 1000 słów, ale nijak mi wychodziło.
W sumie, to w tej notce nic ciekawszego się nie działo. Jedynie co końcówka.
Ale mam jeszcze jedną ważną wiadomość!
Dobiliście do 9 obserwatorów, a poprzedni post miał aż 12 komentarzy! To tylko dzięki Wam nadal tu jestem i piszę, nie rzuciłam zeszytem o ścianę. Tak więc ten rozdział dedykuję Heaven i Marzycielce, za to, że czytają losy Emilii od samego prologu. Dziękuję.
Ale mam jeszcze jedną ważną wiadomość!
Dobiliście do 9 obserwatorów, a poprzedni post miał aż 12 komentarzy! To tylko dzięki Wam nadal tu jestem i piszę, nie rzuciłam zeszytem o ścianę. Tak więc ten rozdział dedykuję Heaven i Marzycielce, za to, że czytają losy Emilii od samego prologu. Dziękuję.
Rozdział przyjemny, szybko się czyta i ogólnie masz przyjemny styl.
OdpowiedzUsuńNajbardziej spodobał mi się wątek ze snem, bo był, hm... Tajemniczy i teraz chcę się dowiedzieć więcej o matce Emilii.
Cóż, jak na mój gust i tak trochę przykrótkawo, ale każdy pisze jak lubi i jak umie, prawda?
Poprawność też masz na niezłym poziomie, ale i tak przyczepię się do dwóch zdań:
"Przecież wyparowała w zamku narzeczonego!" - a nie Z zamku?
"Przeczesałam palcami blond włosy. Co chwilę napotykały je jakieś przeszkody." - to brzmi tak, jakby włosy napotykały jakieś przeszkody, a nie palce :P
W każdym razie czekam na ciąg dalszy i zapraszam do siebie ;)
[wsrod-kartek-papieru.blogspot.com]
[zagubione-lata.blogspot.com]
Ach, i jeszcze polecam zmianę koloru komentarzy na jakiś jaśniejszy - niewygodnie czyta się czarne litery :)
UsuńNo tak, takie głupie błędy!
UsuńTeraz staram się pisać dłuższe rozdziały, ale trudno jest mi coś wymyślić, kiedy zawarłam w nim to, co chciałam...
Hmm, postaram się, ale nie wiem, czy mi się uda. Nie ma nic o komentarzach w zaawansowanych...
Pozdrawiam!
Już od dawna się zbierałam, żeby skomentować, ale ciągle mi to umykało. :)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - Twój nick bardzo mi się spodobał. Igrzyska śmierci, mam rację?
Polecam wydłużanie rozdziałów. W takim sensie, że nie opisujesz jednego wydarzenia (przykładowo - porwanie Emilii) w jednym, tylko jeszcze można by dodać drogę do Karmelonu w osobnym, spotkanie Tabiasza pod koniec itp. Ale to tylko taka drobna uwaga.
Nie podoba mi się, że używasz niekiedy zbyt nowoczesnych słów. Restauracja, albo bluzka na ramiączkach? Raczej wątpię, żeby sam Lewis ich używał odnośnie do Narnii. Dawno nie czytałam, ale nie wydaje mi się, żeby były. Jeżeli tak, to mnie oświeć.
Polecam też przeniesienia do zakładki "Linki" adresów z "Korzystam" z głównej, bo sprawiają wrażenie nipoczebnych.
Były negatywy, to teraz plus. POMYSŁ. O jejku, sthasznie mi się podoba :* Jak również zakłada bohaterowie, w ogóle cała szata graficzna. BOSKA. Jak wspomniała boska ma Caroline powyżej, czcionka w komentarzach mogłaby być biała, bo zlewa się z tłem.
Mam nadzieję, że się nie zrazisz. Piszesz fajnie, jak poćwiczysz to osiągniesz mistrzostwo, ale nikt z nas nie jest doskonały.
Na tę chwilę jest... bardzo dobrze.
Dołączam do obserwowanych i z góry przepraszam za wszystkie błędy w tym komentarzu, głowa mi się zwiesza nad klawiaturą.
Pozdrawiam i czekam na kontynuację.
[zagubione-lata.blogspot.com]
Po pierwsze – A i owszem. :d
UsuńNie, Lewis nie używał takich słów, ale... Hmm... nie wiem, jak to nazwać. Restauracja... nie użyłam takiego słowa, chyba.
Niestety, jestem leniwa i chyba tak szybko wszystkich linków nie przeniosę. xd Chociaż niektórzy wymagają, by koniecznie były na stronie głównej, więc... Pewne adresy zostaną.
Pomysł? Przyznam, że długo nad nim nie myślałam. Po prostu nagle w mojej głupiej łepetynie zrodziła się Emilia, Tabiasz.. na początku planowałam dla nich wspólną ucieczkę, ale potem pojawił się Mike i cały plan spalił na panewce. Nie sądziłam, że będzie on oryginalny, ale z komentarzy wnioskuję, że jest...
To co do tych komentarzy, to odpowiedziałam już wyżej. :)
Nie, nie zranię się! :> Cały czas piszę, staram się dążyć do doskonałości... c:
Po pierwsze bardzo, bardzo przepraszam, że nie czytałam Twojego bloga ale miałam trochę nauki. Na szczęście już nadrobiłam straty. :)
OdpowiedzUsuńRozdział boski! *.* Szczególnie sen i końcówka...Uwielbiam Twój styl pisania, po prostu. No i nie mogę się napatrzyć na szablon. Faktycznie powinnaś zmienić kolor czcionki na biały w komentarzach. :3
Jedyna sprawa, do której się przyczepię to zdanie:"Przecież wyparowała w zamku narzeczonego!" -chyba bardziej pasowałoby "z" nie "w" ale jak uważasz. :)
Życzę wiele, wiele weny!!
http://oczami-scarlett.blogspot.com/
Nie szkodzi. :) Przecież czytanie mojego bloga nie jest przymusem. Dziękuję Ci za opinię. c:
UsuńJuż poprawiłam. Hmm, mi też się te dwa momenty podobają.
Pozdrawiam!
To pierwszy blog o Narnii prowadzony na bieżąco jaki widzę (a widziałam sporo). Poza tym masz świetny styl pisania, genialny pomysł i fantastyczny szablon. Pasuje do Emilii i opowiadania. Tnm. może zamieszczaj dłuższe rozdziały ale rzadziej,np. co 2 tygodnie ale niech się więcej dzieje. Z tych minusów to to, że mało się dzieje i strasznie rozwlekasz akcję (tylko się nie obraź) więc polecam to co mówiłam. Jak co, to mam juz z 200 wariantów jak to się skończy :)
OdpowiedzUsuńPS jestem anonim bo nie wiem jak się wpisuje nazwy
Na kolanach błagam Cię o wybaczenie, że piszę dopiero teraz. Pewnie nie napisałabym komentarza nawet dzisiaj, gdyby nie udało mi się przekonać mamy, że muszę włączyć kompa. Choć na chwilkę.
OdpowiedzUsuńRozdział nie jest nudny, tylko w dużej mierze o niczym, a takie muszą się czasami pojawiać. Wierz mi. :D
Jestem zła, że ktoś odważył zrobić coś Zuzannie. Mam nadzieję, że winny przypłaci to życiem. xD
Dziękuję, Ci kochana za dedykację! Wiedz, że jestem zaszczycona mogąc czytać Twoje opowiadanie.
Heaven
PS Przepraszam, że tak krótko.
Tak jak już gdzieś pisałam: czytanie mojego opowiadania nie jest przymusem, więc nie musisz mnie błagać o wybaczenie :)
UsuńOtruli Zuzannę? :o
OdpowiedzUsuńNie, nie, nie podoba mi się to wszystko. A najbardziej nie podoba mi się Mike. Nic o sobie nie mówi, a ja mam wrażenie, że prowadzi naszą Emilię wprost do olbrzymów albo Tabiasza.
I sprawa mamy Emilii. Niesamowicie ciekawi mnie, co naprawdę się z nią stało. Piotr ją bardzo kochał (biedny, skrzywdzony Piotr ;_;), a ja mam nadzieję wkrótce dowiedzieć się, dlaczego Weronika nie żyje. Albo nigdy nie żyła.
Bardzo cieszę się, że ten rozdział jest dłuższy niż poprzednie :)
Pozdrawiam!
Nie wiem, nie wiem ;) Tego dowiesz się w następnych rozdziałach.
UsuńWeronika jest jedną z moich ulubionych postaci, bo jej historia jest dość ciekawa. Na pewno pociągnę ją w opowiadaniu, ale jej "finał" nie ukaże się szybko.
Postaram się, żeby kolejne notki były jeszcze dłuższe, bo wiele ludzi narzeka, że jest krótko.
Podoba mi się bardzo! :) wszystko świetnie opisane, dopięte na ostatni guzik. Jestem zachwycona. jedyne do czego mogę się przyczepić to to, że było troszkę za krótko bo tak się wciągnęłam w czytanie, że nie spostrzegłam kiedy doszłam do końca. Brawo. Polecam jednak pisać dłuższe rozdziały, choć troszkę :).
OdpowiedzUsuńNa zyjaca-dla-atona.blogspot.com pojawił się rozdział 4 i 5. zapraszam jeśli nie czytałaś.
Nominowałam Cię do Liebster Award. :)
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Blog Award I Versatile Blog Award. Szczegóły tutaj:
OdpowiedzUsuńhttp://inna-narnia.blogspot.com/
Buziaki ;*
Informuje, że dominowałam Twojego bloga.XD
OdpowiedzUsuńJedna Droga
Przypadkiem odnalażłam Twojego bloga i przeczytałam historię.
OdpowiedzUsuńNarnia to druga po Harrym poterze moja ulubiona opowieść.
Ty pokazujesz ją z zupełnie innej strony i podoba mi się to.
Bardzo mi szkoda Zuzanny i również podzielam własne odnośnie do Mik'e.
Temu chłopakowi nie powinno się ufać.
W ogóle zafascynowała mnie Twoja historia i tworzenie postaci przez Ciebie.
Według mnie możesz byś śmiało z siebie dumna.
http://niewolnicy-przeznaczenia.blogspot.com