Ciekawe, jaką minę miałaby ciocia Zuzanna, gdyby mnie taką zobaczyła.
Serce mi stanęło. Kątem oka zerknęłam na twarz mężczyzny, ale nie dostrzegłam jego detali w mroku. Znam ten głos. To Tabiasz. Jakie mam szanse na obezwładnienie go i zabarykadowanie drzwi zanim wezwie straż? Nie wielkie, ale raz kozie śmierć.
Wzięłam zamach i uderzyłam go z całej siły łokciem w brzuch, a prawą piętą w czułe miejsce każdego osobnika płci męskiej. Jęknął i puścił mój przegub, a ja rzuciłam się do drzwi. Usłyszałam jego ryk.
– Straż! Złapcie tą żmiję!
Z hukiem zamknęłam drzwi i najszybciej jak umiałam podsunęłam pod nie skrzynię. Nie zatrzyma ich na długo, ale da mi kilka minut przewagi. To było jakieś niewielkie pomieszczenie, przypominające wyglądem salę balową. Problem w tym, że... nie widziałam żadnego przejścia do podziemi, a straż już starała się otworzyć lub wyważyć drzwi – nie jestem pewna. Co teraz?! Ogarnęła mnie panika. Nagle przypomniało mi się jedno z tajemnych skrytek na Ker-Paravelu, które pokazywał mi ojciec. Gdyby nie to, zapewne do dziś nie wiedziałabym, że w bibliotece w ogóle istnieje coś takiego. Dopadłam jednej z ścian i trzęsącymi rękoma zaczęłam na nią napierać. W końcu poruszyła się o kilka centymetrów. Przez moją twarz przebiegł nikły uśmiech, gdyż widziałam, że pod osuwającą się zaporą są schody. Kilkanaście sekund później już wsuwałam się w podziemia i w tym samym momencie drzwi ustąpiły z hukiem. Pobiegłam na przód, byle jak najdalej od Tabiasza.
Kalormen, południe
Przez bramy Kalormenu przebiegło kilkanaście pięknych koni, na czele z Królem Piotrem Wspaniałym. Tisrok i jego syn wyszli im naprzeciw – władca z obojętnym i lodowatym wyrazem twarzy, a Tabiasz z lekko przerażonym.
– Doszły mnie słuchy, że moja córka, Księżniczka Emilia, ma w planach poślubienie tego oto księcia. Chciałbym, wraz z moim rodzeństwem, ją zobaczyć – rzekł, tak manipulując głosem, że stał się teraz niezwyciężonym mężczyzną, władcą Narnii, a nie miłym i trochę porywczym bratem.
– Och, naturalnie, że ma. Jednakże, jakby to powiedzieć... hmm... zniknęła – odparł spokojnie Tisrok. Piotr zacisnął szczękę, ale naprzód wystąpiła Zuzanna.
– Co masz na myśli, mówiąc "zniknęła"? – wysyczała.
– Ta dziewucha uciekła! – wybuchł w końcu książę, zaciskając dłonie w pięści. – Ta wstrętna suka uciekła!
Tisrok musiał się mocno powstrzymywać, żeby się nie uśmiechnąć na widok reakcji Króla.
– Nie mów tak o mojej córce, padalcu! – ryknął. Łucja położyła mu rękę na ramieniu i wyszeptała coś do ucha. Piotr natychmiast się uspokoił. Wziął głęboki oddech. – Tak więc... uciekła? Może mi powiecie, jakie miała powody, żeby uciec? – twarz władcy Kalormenu stężała i zbladła.
– Nie mam pojęcia – wykrztusił wreszcie – Czy mogę wam coś zaproponować?
Następnego dnia obudził mnie przeszywający ból w lewym ramieniu. Z sykiem podniosłam się i zerknęłam na rękę. Biegła po niej szrama. Wtedy przypomniałam sobie, jak w pewnym momencie ucieczki skaleczyłam się o wystający drut. O ile wtedy mi to nie przeszkadzało, teraz odczuwałam ból trzy razy mocniej. Przyklękłam nad jeziorem. Na tafli wody zobaczyłam nieco zniekształconą siebie. Włosy wydawały się być od zawsze czarne, jedynie tu i ówdzie nadal wystawał kosmyk znanego mi koloru. Były one sklejone od błota. Z ramienia skapywała mi coraz to świeższa krew. Miałam brudną twarz. Nie przypominałam teraz księżniczki Emilii. Westchnęłam i nabrałam wody w ręce, po czym szybko wypiłam. Przemyłam cieczą ranę i niektóre części ciała. Wstałam, zerwałam z drzewa jeden z największych liści i zrobiłam prowizoryczny okład. Edmund kiedyś mnie tego uczył. Mam nadzieję, że dobrze to zapamiętałam.
Wstałam i ruszyłam w drogę.
Tisrok musiał się mocno powstrzymywać, żeby się nie uśmiechnąć na widok reakcji Króla.
– Nie mów tak o mojej córce, padalcu! – ryknął. Łucja położyła mu rękę na ramieniu i wyszeptała coś do ucha. Piotr natychmiast się uspokoił. Wziął głęboki oddech. – Tak więc... uciekła? Może mi powiecie, jakie miała powody, żeby uciec? – twarz władcy Kalormenu stężała i zbladła.
– Nie mam pojęcia – wykrztusił wreszcie – Czy mogę wam coś zaproponować?
Pod ziemią
Z sufitu skapywała brudna woda, a pod moimi stopami przebiegały mrówki. Byłam cała w błocie i ziemi, a wilgotne powietrze zdecydowanie nie działało dobrze na mój wygląd. Ciekawe, jaką minę miałaby ciocia Zuzanna, gdyby mnie taką zobaczyła. Parsknęłam śmiechem. Całe szczęście, że na planach korytarz ten można było przebyć w pół dnia. Nie wiem, czy mnie ścigają, ale mam nad nimi zdecydowaną przewagę. Zanim wyjdą na powierzchnię, będę już gdzieś na pustyni. Miałam broń, niewielki pojemnik z wodą i resztkę kolacji. Byłam pod wrażeniem, że tak dużo udało mi się przemycić do podziemia. Westchnęłam cicho. Jeszcze tylko trochę.
Kilka godzin później dostrzegłam światło księżyca. Nareszcie! Przyśpieszyłam i z ulgą wzięłam cały haust świeżego powietrza do płuc. Poczłapałam na czworakach – na nogach nie byłabym już w stanie – do zacienionego miejsca, porośniętego chyba jeden i pół metra trawą, okalany starymi wierzbami i majestatycznymi dębami. W samym centrum tego zakątka było jeziorko, co przyjęłam radością i zwinęłam się w kłębek, po czym natychmiast zasnęłam.Następnego dnia obudził mnie przeszywający ból w lewym ramieniu. Z sykiem podniosłam się i zerknęłam na rękę. Biegła po niej szrama. Wtedy przypomniałam sobie, jak w pewnym momencie ucieczki skaleczyłam się o wystający drut. O ile wtedy mi to nie przeszkadzało, teraz odczuwałam ból trzy razy mocniej. Przyklękłam nad jeziorem. Na tafli wody zobaczyłam nieco zniekształconą siebie. Włosy wydawały się być od zawsze czarne, jedynie tu i ówdzie nadal wystawał kosmyk znanego mi koloru. Były one sklejone od błota. Z ramienia skapywała mi coraz to świeższa krew. Miałam brudną twarz. Nie przypominałam teraz księżniczki Emilii. Westchnęłam i nabrałam wody w ręce, po czym szybko wypiłam. Przemyłam cieczą ranę i niektóre części ciała. Wstałam, zerwałam z drzewa jeden z największych liści i zrobiłam prowizoryczny okład. Edmund kiedyś mnie tego uczył. Mam nadzieję, że dobrze to zapamiętałam.
Wstałam i ruszyłam w drogę.
Świetny rozdział, Tabiasz dostał od Emilii, nareszcie. :D
OdpowiedzUsuńLoL. Na szczęście Tabiasz dostał porządnie od Emilii. Trochę mi go szkoda, ale tylko ze względu na te śliczną buźkę, którą umieściłaś w bohaterach.
OdpowiedzUsuńTen panek był okropny, gdy nazwał Emilię suką, przy jej ojcu. Porządnie złoiłabym mu wtedy skórę.
Czekam na ciąg dalszy.
Twoje zamówienie zostało wykonane.
OdpowiedzUsuńchristelowa-graficiarnia
Mmm, piękny szablon ^^
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Emilia użyła głowy i znalazła tajne przejście...Pytanie, dokąd ją ono zaprowadzi?
Widzę, że na razie Piotr chciał działać drogą pokojową - w końcu nie znał szczegółów zniknięcia córki. Podobała mi się jego troska, choć uważam, że gdy jest się potężnym królem nazywanie młodzika padalcem nie tylko oznacza puszczenie nerwów, ale także nieadekwatność. Piotr zbyt mocno kierował się emocjami, Tabiasz zresztą także, skoro nie mógł powstrzymać się od obrazą Emilii w obecności jej ojca. Tak czy siak to powinno dać Piotrowi coś do zrozumienia - jego córka zaginęła w zamku narzeczonego, a jej przyszły mąż nazywa ją suką...Dla mnie od razu zapaliłaby się czerwona lampka. Oby u niego było tak samo :)
Końcówka jest moim ulubionym fragmentem z tego rozdziału - ładnie ją opisałaś :)
Zaczęłam czytać tego bloga niedawno, a już mi się bardzo podoba. Ciekawa fabuła, kompletne opisy. Ten blog to moja inspiracja na mojego bloga, również o Narnii.:)
OdpowiedzUsuń