A jak się tam dostała? Wyrosły jej skrzydła i trafiła
strzała amora?
Moje kroki obijały się o kremowe, jasne ściany głuchym echem. Od godziny czy dwóch chodzę po tym pałacu ojca Tabiasza i szukam miejsc, w których z łatwością mogłabym uciec w ciągu tygodnia. Jasnoróżowa, zdecydowanie za długa suknia wcale mi tego nie ułatwiała. Jednak nie wykryłam tu ani jednego tajemnego przejścia, niskiego okna, przy którym nie stałaby dwójka wartowników, czy chociażby tylnego wyjścia. Nic. Kompletne zero. Nieźle to sobie obmyślił, pomyślałam.
Tabiasz mówił, że w zamku na pewno mi się spodoba. Hm, jeżeli to jest ten pałac, to ja jestem Aslanem. Niska, jasna budowla z dwoma wieżyczkami obok i białej kopule, ostro zakończonej na środku, nie mogła się równać z Ker-Paravelem, a Kalormen jest przecież ogromnym cesarstwem. Nagle zza zakrętu wyszedł książę. Uśmiechnął się lekko, ale jego oczy zostały nadal niepokojąco zimne. Nie odwzajemniłam gestu. Ułożyłam wargi w wąską linię, lustrując wzrokiem sylwetkę Kalormeńczyka. Jak każdy w tym kraju miał ciemną karnację, która kontrastowała z jego jasnymi szatami.
– Czyżby ci się nie podobało, Emilio? – zapytał półgłosem, odgarniając kosmyk moich włosów za ucho. Już podnosiłam dłoń, żeby odrzucić jego rękę, lecz zatrzymałam się w połowie. Cofnęłam się o krok, nie spuszczając z oczu Tabiasza.
– Spodziewałam się czegoś większego po Tisroku – odparłam chłodno. Zaśmiał się cicho pod nosem.
– Nie wątpię, pani. W Narnii są przecież większe pałace, aczkolwiek chciałbym ci uświadomić, że jesteśmy w Kalormerze. Tutaj zawsze dopowiadamy "niech żyje wiecznie" do imienia mego ojca – powiedział.
– Ależ ja wiem, gdzie jesteśmy, Tabiaszu. Jednak wcale nie chcę, by ten Tisrok żył wiecznie. Może jeszcze oczekujesz, żebym oddała czci Taszowi?
– Prawdę mówiąc, tak. Czymże jest to diabelskie stworzenie, które wy, Narnijczycy, nazywacie Aslanem? To zło wcielone – rzekł.
– Ach tak? Więc uważasz, że Aslan, dobry syn Władcy–Zza–Morza, który pragnie jedynie pokoju, jest zły? Więc co powiesz o Taszu, żywiącej się krwią Kalormeńczyków bestii? – wyszeptałam i odwróciłam się, nie czekając na odpowiedź. Usłyszałam jeszcze głos Tabiasza.
– To dopiero wredna suka, córka barbarzyńcy z Północy... – mruknął sam do siebie. Miło wiedzieć, że oboje nie pałamy do siebie miłością.
Weszłam do komnaty i zamknęłam drzwi. Po raz kolejny przeleciałam wzrokiem po pomieszczeniu. Żółte ściany, kamienna posadzka, wielkie, pościelone łoże z baldachimem, kilka obrazów... W rogu pokoju stała wielka, bogato zdobiona szafa, obok prostokątne lustro, sięgające czubka mojej głowy, a kończące się przy samej ziemi. Oprócz tego było tu jeszcze kilka, kilkanaście różnych porcelanowych figur, trochę grubych ksiąg oprawionych w skórę. Na samym środku komnaty leżał kolorowy dywan, a naprzeciwko niego i także łóżka stał komin. Przyznam, że akurat ten pokój mi się podobał, był chyba najbardziej podobny do tych sypialni, które widziałam w Narni. Stanęłam przed lustrem. Niby wyglądałam jak zwykle – niebieskie, duże oczy o chłodnym i wyrafinowanym wyrazie, długie, blond włosy, dopasowujące się do mojej bladej karnacji. Ale jednak coś się zmieniło. Może w rysach twarzy, w gestach... nie wiedziałam tego. Lecz byłam pewna, że ta osoba, która spogląda na mnie z lustra, jest inna niż ta, którą widziałam w noc walki z olbrzymami. Usiadłam na łóżku i przymknęłam powieki.
– Nie wyjdę za niego – szepnęłam sama do siebie. – Nigdy.
– Czyżby ci się nie podobało, Emilio? – zapytał półgłosem, odgarniając kosmyk moich włosów za ucho. Już podnosiłam dłoń, żeby odrzucić jego rękę, lecz zatrzymałam się w połowie. Cofnęłam się o krok, nie spuszczając z oczu Tabiasza.
– Spodziewałam się czegoś większego po Tisroku – odparłam chłodno. Zaśmiał się cicho pod nosem.
– Nie wątpię, pani. W Narnii są przecież większe pałace, aczkolwiek chciałbym ci uświadomić, że jesteśmy w Kalormerze. Tutaj zawsze dopowiadamy "niech żyje wiecznie" do imienia mego ojca – powiedział.
– Ależ ja wiem, gdzie jesteśmy, Tabiaszu. Jednak wcale nie chcę, by ten Tisrok żył wiecznie. Może jeszcze oczekujesz, żebym oddała czci Taszowi?
– Prawdę mówiąc, tak. Czymże jest to diabelskie stworzenie, które wy, Narnijczycy, nazywacie Aslanem? To zło wcielone – rzekł.
– Ach tak? Więc uważasz, że Aslan, dobry syn Władcy–Zza–Morza, który pragnie jedynie pokoju, jest zły? Więc co powiesz o Taszu, żywiącej się krwią Kalormeńczyków bestii? – wyszeptałam i odwróciłam się, nie czekając na odpowiedź. Usłyszałam jeszcze głos Tabiasza.
– To dopiero wredna suka, córka barbarzyńcy z Północy... – mruknął sam do siebie. Miło wiedzieć, że oboje nie pałamy do siebie miłością.
Weszłam do komnaty i zamknęłam drzwi. Po raz kolejny przeleciałam wzrokiem po pomieszczeniu. Żółte ściany, kamienna posadzka, wielkie, pościelone łoże z baldachimem, kilka obrazów... W rogu pokoju stała wielka, bogato zdobiona szafa, obok prostokątne lustro, sięgające czubka mojej głowy, a kończące się przy samej ziemi. Oprócz tego było tu jeszcze kilka, kilkanaście różnych porcelanowych figur, trochę grubych ksiąg oprawionych w skórę. Na samym środku komnaty leżał kolorowy dywan, a naprzeciwko niego i także łóżka stał komin. Przyznam, że akurat ten pokój mi się podobał, był chyba najbardziej podobny do tych sypialni, które widziałam w Narni. Stanęłam przed lustrem. Niby wyglądałam jak zwykle – niebieskie, duże oczy o chłodnym i wyrafinowanym wyrazie, długie, blond włosy, dopasowujące się do mojej bladej karnacji. Ale jednak coś się zmieniło. Może w rysach twarzy, w gestach... nie wiedziałam tego. Lecz byłam pewna, że ta osoba, która spogląda na mnie z lustra, jest inna niż ta, którą widziałam w noc walki z olbrzymami. Usiadłam na łóżku i przymknęłam powieki.
– Nie wyjdę za niego – szepnęłam sama do siebie. – Nigdy.
Narnia
Tymczasem w Narnii Król Piotr chodził nerwowo wzdłuż i wszerz sali tronowej. Edmund i Łucja, którzy przyglądali się bratu od pewnego czasu, czuli, że się martwił. Może nawet więcej. Rodzeństwo Pevensie jako jedyne znało historię śmierci żony Piotra, więc było oczywiste, że tak bardzo nie chciał stracić córki. Królowa poderwała się z tronu, podeszła do brata i przytrzymała go za ramiona.
– Piotrze, spokojnie. To dopiero poranek. Może poszła w odwiedziny do lasu? Nie chodź już tak. To irytujące, Królu – westchnęła Łucja, puszczając brata.
– Ale ja czuję, że coś się stało – powiedział. Edmund stanął obok siostry.
– Łusia ma rację. Nie przejmuj się aż tak – rzekł.
– Nie nazywaj mnie Łusią, Edmundzie! – odparła oburzona Królowa. – Kiedy żyliśmy w Anglii, mogłam ci na to pozwolić – dodała, po czym wróciła na tron. Nagle do sali tronowej wbiegła pantera.
– Panie – zaczęła – mamy list od Księżniczki Emilii! – dokończyła po chwili pełnej napięcia ciszy. Oczy Piotra lekko rozbłysły.
– Pokaż mi ten list, droga Pantero – rzekł. Łucja i Edmund wymienili spojrzenia. Kot wybiegł z sali, ale wrócił bardzo szybko, niosąc w zębach zwój pergaminu. Pantera podała Królowi list, a ten rozwinął go.
– Możesz odejść – powiadomił kota, a ten czym prędzej zniknął. Przez chwilę Piotr czytał, a potem zwinął list. Spojrzał na rodzeństwo, które przyglądało mu się z lekkim niepokojem.
– Ona jest w Kalormerze... poślubi Tabiasza – wycedził przez zęby, a zaskoczeni władcy wytrzeszczyli oczy. Królowa otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
– Moja córka poślubi tego obrzydliwego Kalormeńczyka! – ryknął wściekły Piotr.
– Na Grzywę Lwa... nie... ona nie może... – głos zamarł Łucji w gardle.
– To niemożliwe... Emilia by tego nie zrobiła... nie... wszystko, tylko nie to... – szepnął Edmund.
– Niech przyjdzie tutaj ten, który ten list dostał! – krzyknął Król. W kilka chwil później straż trzymała już w ręce gołębia i wpuściła go do sali.
– Powiedz mi, Ptaku. Jak to możliwe, że Księżniczka Emilia w jeden poranek znalazła się w Kalormerze? A jak się tam dostała? Wyrosły jej skrzydła i trafiła strzała amora?
– Powiedz mi, Ptaku. Jak to możliwe, że Księżniczka Emilia w jeden poranek znalazła się w Kalormerze? A jak się tam dostała? Wyrosły jej skrzydła i trafiła strzała amora?
– Ja... ja nie wiem, o Wielki Królu. Ja tylko dostałem ten list podczas mojego porannego lotu od pewnego olbrzyma, który potem uciekł... – pisnął gołąb.
– W takim razie, możesz odejść, Ptaku – westchnął zrezygnowany ojciec i odwrócił się twarzą do swoich towarzyszy.
– Za parę dni jedziemy odwiedzić Kalormen – odparł. – Czuję, że Emilia nie mogłaby pokochać tego księcia.
– Z wielką ochotą, Piotrze – rzekł Edmund. – Już nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę tego padalca. Jeżeli jej tam nie będzie, będę mógł...
– Nie, bo wtedy zacznie się wojna – przerwał mu Król i wyszli z sali tronowej.
– Za parę dni jedziemy odwiedzić Kalormen – odparł. – Czuję, że Emilia nie mogłaby pokochać tego księcia.
– Z wielką ochotą, Piotrze – rzekł Edmund. – Już nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę tego padalca. Jeżeli jej tam nie będzie, będę mógł...
– Nie, bo wtedy zacznie się wojna – przerwał mu Król i wyszli z sali tronowej.
Kalormen
Nagle do komnaty wszedł nieznany mi niewolnik. Miał ciemne, krótkie i sterczące we wszystkie strony włosy, czarną skórę i ubrany był w kolorowe szaty.
– Książę Tabiasz pragnie Wielkiej Pani powiedzieć, że twój ojciec już wie o waszych zaślubinach – powiedział i gdy tylko zakończył zdanie wyszedł, zostawiając mnie zaskoczoną.
– Na Wielkiego Lwa... – szepnęłam. – Jeżeli on w to uwierzy... już nie żyję.
Po raz kolejny zza drzwi wychyliła się głowa niewolnika.
– Aha. I dzisiaj jest bal z okazji zaręczyn panienki i księcia – rzekł. Co Tabiasz jeszcze wymyśli?! Zacisnęłam ręce w pięści. Mam go serdecznie dość.
***
Trochę nudne, wiem. Zdecydowałam, że wystąpi tu narracja mieszana – czyli to, co się dzieje w Kalormerze oczami Emilii, oraz to, co się dzieje w Narni z perspektywy osoby trzeciej. Może tak być?
No, taka narracja mieszana to dobry pomysł, bo możemy dowiedzieć się znacznie więcej o sytuacji.
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że nie chcesz przedstawić Emilii tylko w pozytywnym świetle. Ja też nie lubię idealizowania postaci.
Nie za bardzo polubiłam Tabiasza. Skoro nie znosi swojej przyszłej żony to dlaczego tak uparł się na ten ślub? Nie do końca rozumiem. Nie mówię, że ma kochać Emilię, ale skoro już teraz nazywa ją suką...Współczuję młodej księżniczce takiego męża.
Pozdrawiam ;)
Wszystko, co związane z Tabiaszem, wyjaśni się w rozdziałach, bo to jest jeden z głównych tematów opowiadania. :D
UsuńTabiasz musi być niezłym tyranem, skoro nazywa swoją przyszłą żonę suką.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Piotr nie wywoła wojny, ale odbije swoją córkę z łapsk rabusia.
Poza tym zabrakło mi Zuzanny. :) Moja pierwsza myśl, to Kaspian, ale oni żyli w dwóch różnych epokach...
Zuzanny nie miałam gdzie wcisnąć, jakoś do uspokajania Piotra bardziej mi pasowała Łucja i Edzio ( chociaż w sumie nie powinnam go tak nazywać, to mi się bardziej kojarzy z książką S. M, ale co tam. Będzie Edek. xD )
UsuńPozdrawiam. :)