- CO? – krzyknęłam w miarę
możliwości. – Przecież ona… ona była… była medium!
- „Była” jest czasem przeszłym. Kiedyś
służyła…
- Znam tą historię. Wizje – wyjaśniłam
szybko. Spojrzał na mnie zaskoczony, ale po chwili kontynuował:
- Uwolniła się z kamienia i zabiła Białą
Czarownicę ostatecznie, odbierając jej moc. Mogła z nią zrobić, co chciała –
zniszczyć, dać, użyć jako pułapki, zostawić. Ale wolała ją wchłaniać powoli, by
w końcu móc powrócić na Ker-Paravel i wyjaśnić Piotrowi, że go kochała. Po
zaczarowaniu w skałę była bardzo osłabiona, a ostatki sił włożyła w wykończenie
prześladowczyni. Ale nie przewidziała jednego…
Wsłuchiwałam się w opowieść jak
zaczarowana. Mike zaczerpnął powietrza.
- Czarownice nigdy nie umierają
całkowicie, zawsze na ziemi zostaje w czymś mała iskierka ich dusz. W kamieniu,
w drzewie, w budowli. A jako, że twoja matka wchłonęła moc, wchłonęła też
Jadis, pozbawiając całkowicie woli i pamięci swojego ciała dobrowolnie, ale
nieświadomie.
- Ale…
- Jeszcze nie skończyłem –
przerwał mi. – Ukryła się, korzystając beztrosko z Animotru. Tak nazywamy to
ciało… Twoja matka żyje tylko w pamięci i ewentualnie w wizjach. Nie możesz jej
odzyskać.
Miałam w głowie haos, ale jedno
pytanie nasuwało mi się na język:
- Czy ten Animost czy jak mu
tam… - przygryzłam wargę. – Czy traktuje się go, jakby nigdy nie żył? Jakby go
nigdy nie było?
Mike zastanowił się chwilę.
- Tak. Można tak powiedzieć –
rzekł powoli. Odgarnęłam włosy z czoła. Moja mama… nie żyje. Wiedziałam to już
dawno, ale to, w jaki sposób zginęła było koszmarne i nowe. Oparłam się o
ścianę i westchnęłam. Miałam wtedy w głowie bardzo dużo myśli, ale niewiele
pamiętam z tamtego właśnie momentu.
Po kilku chwilach ciszy
ścisnęłam mocniej kawałek drewna i zaczęłam szukać czegoś. Czegokolwiek, linki,
haka, miecza. Czegoś, co mogłoby się przydać. Wreszcie znalazłam kawałek dość
grubej liny, którą obwiązana była jakaś skrzynka z zakurzonymi szatami.
Rozerwałam jedną i zawiązałam sobie pasek materiału na zranionym kiedyś
ramieniu.
- Co ty wyprawiasz? – westchnął
zrezygnowany.
Milczałam.
- Nie uda ci się, kobieto… Ona
jest czarownicą od zawsze, a ty od miesiąca medium!
Cisza. Gdy wstałam ze swoimi
nabytkami w dłoniach, jednym ruchem zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Dopiero
wtedy się odezwałam.
- Jesteś idiotą.
- A ty upadłaś na łeb. Nie
pozwolę ci tam pójść – warknął.
- Zamordowała moją matkę, a
teraz chce ojca, a może nawet i wujostwo! – prychnęłam. – Chcę ją skrzywdzić.
Nie ro…
Przerwał mi, łapiąc mnie za
ramiona i przyciskając do ściany.
- Puszczaj!
- Mowy nie ma.
Nogą przysunął jakieś
rozklekotane krzesło, zabrał ode mnie linę i przerzucił mnie przez ramię. Zły
ruch.
Zaczęłam go kopać, szarpać się i
wrzeszczeć, a kiedy zasłonił mi usta ręką, ugryzłam ją.
- NIE ZACHOWUJ SIĘ JAK DZIECKO!
– krzyknął. – Zaraz ktoś nas usłyszy – dodał ciszej i posadził mnie na krześle,
po czym przywiązał moją osobę do
niego. Ucichłam.
- Nie próbuj się wydostać. Ja to
załatwię, ok? Rozumie? Rozumie, oczywiście, że tak. Grzeczna dziewczynka –
mruknął zgryźliwie, ze złośliwym uśmieszkiem.
- Zabiję cię, Mike. Własnymi,
gołymi rękami cię zabiję – wydyszałam. Wtedy pocałował mnie. Kiedy się oderwał,
zaśmiałam się.
- Jakbym całował Jadis.
- Jakbym całowała własnego ojca!
I oboje zachichotaliśmy.
- Ale to nic nie zmienia –
powiedział i wyszedł.
Wystawiłam język.
- Ale to nic nie zmienia –
przedrzeźniałam go, próbując przewrócić krzesło. Udało mi się. Przeturlałam
się, żeby nie leżeć na twarzy. Teraz łatwiej było złapać sznur, zawiązany na
piersiach, w zęby. Trwało to chwilę, ale go poluzowałam na tyle, że mogłam
teraz swobodnie wyciągnąć ręce. Rozwiązałam luźniejszy supełek i bez przeszkód
wyszłam.
Pobiegłam korytarzami tak
szybko, na ile pozwalały mi nogi. Zatrzymałam się kawałek przed drzwiami.
Podłoga przede mną wyglądała tak jakoś mętnie i dziwnie. Dotknęłam jej, ale
moja ręka przenikła przez nią, jakgdyby była wodą. Zawiązałam wokół
zaostrzonego kawałka drewna linę, a drugim koniec obwiązałam tułowie. „Musisz trafić”, powtarzałam w myślach, „Musisz”.
Wymierzyłam dokładnie w jedną z
drewnianych belek, a gdy kołek trafił, wykonałam taniec szczęścia. Jednak nie
trwał on długo. Rozpędziłam się i…
Zawisłam w powietrzu, zaledwie
milimetr od mętnej powierzchni podłogi. Pisnęłam przerażona i szybko zaczęłam
się wspinać po linie. Chwilę potem usiadłam na drewnianej belce, wyjmując
kołek. Podłoże wyglądało podobnie gdzie nie spojrzeć, więc musiałam dostać się
idealnie w otwarte drzwi. No ładnie. Mam jakiś plan B?
- Skąd! – szepnęłam i
pogratulowałam sobie w myślach.
Od autorki: Zbliżamy się nieubłaganie do końca. Piszcie, czy chcecie drugą część - mam już napisane dwa rozdziały i względnie długie :)
Czy chcemy następną część? Chcemy! I to nawet bardzo! Skoro mówisz, że następny rozdział ma być dłuższy, to już nie mogę się doczekać. Jestem ciekawa co nowego wymyślisz ^^
OdpowiedzUsuńA sam rozdział miód, cud, malina i nie wiem co jeszcze. ;) No świetny jest!
Uwielbiam postać Emilii. Nie wiem który raz to piszę, ale kurczę, ona jest tym typem bohatera, którego nie sposób nie lubić. Zabawna, inteligentna, ładna, odważna... No taka fajna ;3
Ponieważ w zwyczaju mam się czepiać, to się czepnę. Zdziwiła mnie bardzo reakcja Emilki na pocałunek. Zabrakło mi tam opisu uczuć panienki Pevensie. Aż prosiło się, żeby tam wcisnąć jakieś "byłam zszokowana" albo "zamurowało mnie". No chyba, że jej nie zamurowało xD Takie "zaśmiałam się" pozostawia niedosyt. Ale i tak jest jak najbardziej ok. A nawet lepiej niż ok. Jest fantastycznie! <3
Czuję się usatysfakcjonowana, bo już wiem chyba wszystko o Weronice. c;
Wiedz, że masz we mnie wielką fankę.
Pozdrawiam!
PS Zapraszam na nowy rozdział na moim blogu :)
Chcemy, chcemy drugą część. Bardzo chcemy!
OdpowiedzUsuńEmilka i Mike ten teges? Ojej, jak ja ich razem uwielbiam! Jeszcze trochę drą ze sobą koty, ale mam wrażenie, że coś z tego wyjdzie :)
No pomyśleć tylko... Mike i Emilka!
Jej!!!Jak ja się cieszę,że odkryłam Twojego bloga!!!!Jest świetny!!!Bardzo podoba mi się postać Emilki,a zwłaszcza ten jej charakterek:)Wpadniesz?Dopiero zaczynam pisać ff o Narnii:)http://loveinnarnia.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń